poniedziałek, 12 października 2009

po powrocie z warszawy jestem w stanie tylko leżeć w łóżku i spać. 

t. po telefonie i nie rozpoznaniem mojego głosu, którego aktualnie brak przyjechał z zestawem lekarstw, bananami i pełnym wymiarem opieki. aż nawet terroryzmem, że żaden kawałek ciała nie ma prawa wyjść spod kołdry. 

a dziś rano przyjechał z nowym kartonem soku pomarańczowego (na smutki) i własnoręcznie upieczoną szarlotką, za którą oddałabym wszystko. 

facet. 

koncert? nic nie powiem, bo byłoby to bez sensu. do teraz mam łzy w oczach kiedy tylko o tym myślę. czekam na bootleg. 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

też czekam.
zdrowiej!

Ju pisze...

skarby czasem pojawiają się w naszym życiu.