po powrocie z warszawy jestem w stanie tylko leżeć w łóżku i spać.
t. po telefonie i nie rozpoznaniem mojego głosu, którego aktualnie brak przyjechał z zestawem lekarstw, bananami i pełnym wymiarem opieki. aż nawet terroryzmem, że żaden kawałek ciała nie ma prawa wyjść spod kołdry.
a dziś rano przyjechał z nowym kartonem soku pomarańczowego (na smutki) i własnoręcznie upieczoną szarlotką, za którą oddałabym wszystko.
facet.
koncert? nic nie powiem, bo byłoby to bez sensu. do teraz mam łzy w oczach kiedy tylko o tym myślę. czekam na bootleg.
2 komentarze:
też czekam.
zdrowiej!
skarby czasem pojawiają się w naszym życiu.
Prześlij komentarz